czwartek, 27 czerwca 2013

Chapter III

Perspektywa Linnea


Siedząc przy białym, lakierowanym urządzeniu wpatrywałam się z niechęcią w rząd klawiszy. Co jakiś czas zerkałam na moją mamę, stojącą nade mną. Moje ręce drżały. Nie wiedziałam od czego zacząć. Jak zacząć.
Serce waliło jak oszalałe, nie mogłam złapać oddechu. Ustał były suche, a w oczach zaczęły pojawiać się łzy.
- Zaczynaj. - rozkazała stanowczo nauczycielka.
-Nie potrafię.-wyszeptałam.
Kobieta spojrzała w stronę mamy z uniesionymi brwiami do góry.
-Linnea kochanie przecież uczyłam Ci kilku kompozycji.-powiedziała w moją stronę Octavia.
Moja głowa była pusta. To, czego parę tygodni temu wyuczyłam się, zniknęło. Zostały jedynie przykre, związane z tym wspomnienia.
-Nie potrafię.-powtórzyłam.
-Myślę że na dziś wystarczy, może w przyszłym tygodniu zaczniemy do podstaw.-powiedziała panna Gray.-Najwidoczniej Linnea nie jest na tak wysokim poziomie na jaki ją pani ceni.-dodała w stronę mojej mamy.
Jej mina była nie do opisania. Złość, żal, furia. Te wszystkie emocje były widoczne.
-Linnea wychodzimy.-powiedziała nie patrząc w moją stronę.
Powoli odsuwając krzesło, wstałam i bez słowa przeszłam przez próg.
Nie chciałam patrzeć w oczy mamy. Wiedziałam że jest zawiedziona. 


Usłyszałam tak znienawidzony przez ze mnie dźwięk budzika.
Lekko podniosłam lewe oko i ręką zaczęłam szukać urządzenia na szafce nocnej. Najchętniej rzuciłabym nim o ścianę, ale nie mogłam. Lekko uniosłam się na łokciach i rozglądnęłam się dookoła. Było to niewielkie pomieszczenie z jasnymi zielonymi ścianami i podłogą wykonaną z brązowych paneli, które pokrywał biały, miękki dywan. Na przeciwko łóżka, znajdowała się duża szafa, obok której stało biurko z laptopem i szafką nad nim, gdzie poukładane były książki. 
Pomieszczenie wydawało się jaśniejsze niż zwykle o tej porze.Szybko wstając z łóżka podeszłam do okna i wyglądając przez nie, zachwycałam się długo oczekiwaną przez londyńczyków pogodą. Patrzyłam jak upragnione słońce powoli wznosi się ku górze.
Skierowałam się w stronę szafy, wyciągnęłam z niej jeansowe rurki, białą koszulkę z nadrukiem i czarny sweter.
- Linnea wstałaś? - spytała mama wchodząc do pokoju, dokładnie się po nim rozglądając.
Popatrzyłam na nią jak każdego ranka.
-Jak widać.-odparłam bez emocji. Z trzymanymi w rękach ubraniami, minęłam ją w progu i skierowałam się do łazienki.
-Wiesz że robię to dla Twojej kariery.-usłyszałam jej głos za swoimi plecami.
Powoli odwracając się do niej przodem, popatrzyłam na nią i prychnęłam pod nosem.
- Chyba dla ciebie i dla twojego durnego marzenia. - syknęłam niedosłyszalnie.
-Mówiłaś coś kochanie?-zapytała podchodząc do mnie. 
- Nie nic mamo. Idę się ubrać by nie tracić czasu. - odpowiedziałam i odwracając się na pięcie, udałam się do łazienki.
Stojąc przed lustrem w małym pomieszczeniu, odkręciłam kurek z zimną wodą i nachylając się nad umywalką, przemyłam jeszcze zaspaną twarz. Wzięłam do ręki moją niebieską szczoteczkę i wycisnęłam na nią odrobinę pasty. Przykładając ją do zębów, zaczęłam wykonywać okrężne ruchy. Po skończeniu tej czynności wytarłam twarz w kolorowy ręcznik i zaczęłam zakładać na siebie przygotowane rzeczy. 
Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze, zobaczyłam w nim dziewczynę która nie potrafi postawić na swoim, która nie chce zawieść najbliższych, która robi wszystko to co jej każą. Nie chciałam taka być, jednak nie umiałam inaczej. Próbowałam, ale nigdy nie wychodziło. Powstrzymałam łzy które napływały do moich oczu i wyszłam na duży korytarz.
Schodząc na dół od razu skierowałam się do salonu. Przechodząc przez próg zobaczyłam swoją mamę stojącą nad czarnym pianinem. Gładząc delikatnie klawisze, spoglądała na zeszyt z nutami.
Lekko odkaszlnęłam. Kobieta popatrzyła w moją stronę. 
-Może zjesz śniadanie?-zapytała lekko ocierając swój policzek po którym powoli spływała samotna łza. 
- Nie. - odpowiedziałam i powoli podchodząc bliżej instrumentu, usiadłam na taborecie znajdującym się przed nim. - Wolę zacząć ćwiczyć.
Ona tylko kiwnęła głową i wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samą z moją udręką.
Moje ciało przeszył nerwowy dreszcz. Popatrzyłam na nuty, które zaczęły się rozmazywać.
Szybko przetarłam twarz rękoma, aby wyregulować ostrość. Zbliżając dłonie do klawiszy, z każdym kolejnym centymetrem trzęsły się coraz bardziej.
Powoli zaczęłam grać. Jednak nie wychodziło mi to jak chciałam. Nie tak jak tego oczekiwali ode mnie. Za każdym razem coś myliłam, psując klasyczny utwór. Po tylu latach, nadal nie umiałam zagrać idealnie chociaż jednego utworu. Zawsze można było w tym wszystkim wychwycić chociaż jedną pomyłkę.
Uderzając obiema dłońmi zaciśniętymi w pięści o klawisze, przerwałam wygrywanie melodii. 
-Jestem beznadziejna. - powiedziałam sama do siebie. Była to prawda.
Chociaż się starałam, nie wychodziło mi to. Może nie miałam do tego talentu? To nie musiała być moja bajka. A może potrzebne mi było większe wsparcie? Kogoś, kto pokarze mi piękno płynące z gry na tym instrumencie?
Naglę na swoich plecach poczułam czyjś dotyk. Zacisnęłam usta w wąską linię, wiedziałam że to mama. Lekko odwróciłam się do tyłu, obok mnie stałą zaspana Sky.
-Cześć Linnea. - powiedziała, jednocześnie przecierając oczka.-Pięknie grasz.-dodała.
-To nie prawda. - odparłam.
-Przecież słyszę.-powiedziała i złapała mnie za dłoń.-Też tak kiedyś chce.
-No to chodź.-mówiąc to posadziłam ją na swoich kolanach.- Pokarzę ci jak grać. - dodałam.
Wzięłam jej małe paluszki i ustawiłam na klawiszach. Swoje umieściła nad jej i zaczęłyśmy grać. Dziwnym trafem naglę wszystko zaczęło wychodzić.
W pewnym momencie do pokoju przyszedł Michael. Spojrzałam na jego twarz. Było widać na niej zmęczenie. 
-Możecie przestać walić w to coś?-zapytał lekko podniesionym głosem.
-Dopiero wróciłeś?-zapytałam.
-Tak i potrzebuję się porządnie wyspać. - wysyczał.
-Czemu się tak zachowujesz? Coś się stało?-dopytywałam.
-Nie twój interes Linnea. 
-Michael! Jesteśmy rodzeństwem.
-To nie upoważnia cię do wtykania nosa w nieswoje sprawy. - dodał prawie, że krzycząc. Następnie złapał się za głowę i obdarzył nas morderczym spojrzeniem.
Sky pisnęła lekko przerażona i wybiegła z pokoju, szybko mijając chłopaka w progu.
-Widzisz co narobiłeś? - spytałam.
Micheal popatrzył za nią i wzruszając obojętnie ramionami, skierował się do swojego pokoju. 
W mojej głowie układały się różne scenariusze, co takiego mogło przydarzyć się mojemu bratu. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, zawsze miły i pomocny chłopak, naglę stał się opryskliwy i nieczuły.
W salonie pojawiła się mama. 
-Czemu nie grasz?-zapytała.
Zastanawiałam się co mam powiedzieć. Nie miałam pojęcia czy wiedziała o tym że Micheal były do tej pory poza domem. To co że był pełnoletni, mieszkała jeszcze z nami, musiał przestrzegać zasad rodziców.
- Właśnie skończyłam, gdyż zgłodniałam. - dodałam i uśmiechnęłam się blado.
-No to na co czekasz do kuchni.-powiedziała i uśmiechnęła się szeroko.
Szybkim krokiem udałam się do pomieszczenia obok. Podeszłam do lodówki, stojącej w samym rogu. Wyjęłam z niej małe opakowanie z jagodowym jogurtem. Wyciągając jeszcze z szuflady łyżeczkę, podeszłam do stołu i zajęłam swoje stałe miejsce.
-Coś nie tak?-zapytałam.
- Nie. Wszystko w porządku. - odparła, przysiadając się do mnie. - Zastanawiam się tylko do kogo jesteś bardziej podobna.-odparła, a ja uniosłam brwi w geście zdziwienia.-Do mnie czy do ojca.-dodała.
-Nie mam żadnej waszej cechy i czasami to mnie zastanawia.-powiedziałam i zjadłam kolejną porcję jogurtu.
Mama zbladła. Zaczęła nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu.
- Wszystko w porządku? - spytałam siedzącą obok mnie kobietę, bawiącą się swoimi dłońmi.- Ja tylko żartowałam.
-Po prostu jesteś podobna do samej siebie, to nic złego.- mówiła nie patrząc w moją stronę.
Atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta niż zwykle, najlepszą decyzją był chyba ucieczka stąd jak najdalej.
- Może po prostu jestem podobna do któregoś z naszych przodków? - zadałam koleje pytanie.
-Może.-powtórzyła mama.
Nagle do kuchni wszedł ojciec. Na moje szczęście, rozmowa od razu ucichła.
- Dzień dobry. - powiedział, siadając przy stole. - Co na śniadanie? - zadał pytanie, nie spuszczając z mamy wzroku.
-A na co masz ochotę?-zapytała mama wstając.
- Nic specjalnego. - powiedział. - Poprosiłbym o  jajecznice z bekonem i herbatę.
- Już się robi. - powiedziała mama i odwracając się, podeszła do lodówki w celu wyciągnięcia z niej wszystkich potrzebnych składników. Kładąc je na blacie, wyciągnęła z szafki patelnię.
-O czym rozmawiałyście?-zapytała tata, patrząc w moją stronę.
-O tym do kogo jestem podobna.-odparłam, mama zamarła w bezruchu.
Ojciec spoglądając raz na mnie, raz na mamę, przybrał poważny wyraz twarzy.
-Wiecie co ja chyba pójdę po rzeczy i wyjdę już do szkoły.-powiedziałam przerywając ciszę i wstałam od stołu.
Wbiegając szybko po schodach, skierowałam się do swojego pokoju.
Wzięłam leżącą obok biurka torbę z książkami i przewieszając ją przez ramię, wyszłam z pomieszczenia. Kierując się z powrotem na dół, usłyszałam lekko podniesiony głos taty.
-Po co zaczęłaś ten temat?-pytał. Pewnie zadawał to pytanie mamie, ale ona nie odpowiedziała mu ani słowem. 
Podeszłam bliżej i stanęłam w progu.
-Ona...
-Linnea może tata Cię podwiezie.-przerwała mu kobieta wpatrując się we mnie. 
- Nie dzięki. Przejdę się. - odpowiedziałam, chcąc uniknąć nieprzyjemnej sytuacji pod czas drogi.-Chciałam tylko się pożegnać.-dodałam.-No to cześć.- powiedziałam i wycofałam się do przedpokoju.
Wsunęłam na stopy moje już zniszczone trampki i założyłam kurtkę skórzaną. Szybko otwierając drzwi, wyszłam na dwór. Poczułam powiew zimnego jesiennego powietrza, rozwiewającego moje włosy. Taka pogoda odpowiadała mi najbardziej. Była idealna. Ruszyłam w stronę ulicy na której znajdowała się budynek mojej szkoły.
Nie przepadałam za tym miejscem, prywatna szkoły do której chodziły dzieci bogatych ludzi, które nie miały pojęcia o jakichkolwiek problemach. 
Przed wejściem stała śmietanka towarzyska całego
London Elitte School.
Spuściłam głowę w dół, chcąc przemknąć obok nich nie zauważalnie.
 - Linnea złotko gdzie się tak śpieszysz? - usłyszałam nad swoim uchem. Nie zatrzymując się, szłam dalej. Jednak potykając się o czyjąś stopę, wylądowałam na brudnym, mokrym betonie.
 -Pomóc Ci?-zapytał ktoś z drwiną w głosie.
 Lekceważąc jego, szybko podniosłam się z ziemi i otrzepując się, weszłam do szkoły.
 -No weź nie uciekaj, my chcemy tylko dostarczyć sobie trochę rozrywki z tak utalentowanej pianistki.-zaśmiała się jedna z dziewczyny. Co spowodowało wybuch wszystkich jej znajomych.
 Z trudem lekceważąc ich słowa, nie zatrzymywałam się. Jednak to co mówili każdego dnia na mój temat, tak bardzo mnie bolało. Nienawidziłam tego miejsca i tych ludzi. Gardzili mną, chociaż tak naprawdę nic im nie zrobiłam.
 W szybkim tempie weszłam do sali od Angielskiego. Usiadłam w ostatniej ławce i przymknęłam oczy. Miałam już tego wszystkiego dość.
Usłyszałam delikatnie stukanie o ławkę, otwarłam swoje oczy, a mój wzrok spotkała się z niebieskimi tęczówkami chłopaka.
-Hej Linnea.-powiedział cichym głosem.-Co tam słychać?-zapytał.
-Hej Ashton.-odparłam lekko rumieniąc się. Był jedynym z całej elity, który był miły dla innych.-Nic ciekawego, dzień jak co dzień.-zaśmiałam się nerwowo.-- A u ciebie? - dodałam po chwili.
-W porządku, tylko zastanawia się czy masz ten esej który miałaś dla mnie napisać.-powiedział i lekko przygryzł dolną wargę.
-Jasne. - odparłam i podnosząc z ziemi swoją torbę, zaczęłam gorączkowo poszukiwać czerwonej teczki. 
Kiedy już ją znalazłam wyciągnęłam plik kartek i podałam je chłopakowi.
-Dzięki.-powiedział i przekartkował je.- To ja już pójdę.-dodał i nerwowo pokazał na swoje miejsce.

W tym samym momencie do sali weszła szkolna miss. Odrzucając swoje długie blond włosy, skierowała się w stronę bruneta.
Z chamskim uśmieszkiem nachyliła się nad moją ławką, spoglądając na mnie z kpiną.
-Esej.-powiedział swoim piskliwym głosem i wyciągnęła w moją stronę dłoń.

-Przykro mi, ale został mi tylko jeden. - odpowiedziałam.
-To nie moja sprawa kochanie, teraz jest mój a Ty rób co chcesz.-powiedziała i wyrwała mi pracę z ręki.
Przygryzłam wargę, w tym momencie do sali wszedł nauczyciel.
-Carla usiądź na swoje miejsce.-dziewczyna wachlując się kartkami skierowała się do swojego stolika. -Na samym początku dzisiejszych zajęć poproszę was o to, abyście przeczytali mi swoje referaty. - oznajmił profesor Samuels i zajął miejsce za biurkiem.

Zaczęłam się modlić, aby referaty osób przed mną dłużyły się w nieskończoność. 
-Andersen, zaczynaj.-poprosił nauczyciel, a czarnowłosy chłopak wstał ze swojego miejsca.
-Panie profesorze.-Carla podniosła swoją chudą dłoń w górę.-Może dziś zaczniemy od końca listy?-zapytała i popatrzyła w moja stronę.
-Niech będzie. - odparł nauczyciel, z rezygnacją.

-A może zaczniemy od ochotników?-zapytał Ashton. Popatrzyłam w jego stronę, uśmiechnął się do mnie lekko.
-Zdecydujcie się smarkacze!-podniósł głos.- Strasznie niezdecydowana z was klasa. - powiedział nauczyciel, kręcąc głową.-A może wolicie jakiś sprawdzian?-dodał.
-Nie! - krzyknęli wszyscy chórem.
-To może zaczniemy od pana - nauczyciel powoli rozglądnął się po klasie.
-Może niech zacznie Linnea. - podsunęła mu Carla.

-Jeszcze jedno słowo, a będziesz siedzieć przez przerwę na lancz w kantorku woźnego i przyłożysz się do tego aby w szkole był większy porządek, panno Greenfield.-syknął w jej stronę.
-Przepraszam panie profesorze, ale po prostu lubię słuchać referatów mojej najlepszej koleżanki. One zawsze są takie ciekawe. - odpowiedziała i uśmiechnęła się niewinnie.
-Cieszę się, że coś ci się w końcu podoba w tej szkole. - powiedział z udawaną satysfakcją nauczyciel, drapiąc się po siwiźnie. - Ja na przykład lubię twoje przemówienia i tak się składa, że masz dużo do powiedzenia więc zapraszam w tej chwili na środek klasy.
-Ale ja nie chcę. - odezwała się Carla.
-To nie jest koncert życzeń. - powiedział nauczyciel i chamsko się uśmiechając, pokazał na środek.
Dziewczyna wzięła kartki i ze spuszczoną głową udała się we wskazane miejsce.

Dało zauważyć się że blondynka w pośpiechu czyta swój, a raczej mój tekst w myślach. Jej brwi ze zdziwienia zaczęły tworzyć jedną długą linię.
-Coś nie tak?-zapytał nauczyciel. Dziewczyna w dalszym ciągu spoglądała na trzymaną w obu dłoniach kartkę. - Na przeczytanie swoich wypocin, miała panna czas w domu. Teraz proszę zaczynać.
Kiedy Carla zaczęła czytać, ja osunęłam się na moim krzesełku, a głowę spuściłam w dół. Słowa które napisałam, wydobywały się z jej ust. A to wszystko było moimi uczuciami, moim wrażeniem na temat tego świata. Ale jednak w dalszym ciągu byłam tchórzem, by cokolwiek powiedzieć. By się obronić. A może to odpowiedni czas by to zmienić? Szybko podniosłam rękę do góry. Nauczyciele zauważając to, podszedł do mnie nie przerywając czytającej dziewczynie. 
 -Coś się stało Linnea?-zapytał szeptem.
 Nie wiedziałam co robię. Moje ręce zaczęły się trząść, a w gardle wyrosła wielka gula.
 -Bo ja.-zaczęłam, ale moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem blondynki.-Mogę wyjść do pielęgniarki, nie za dobrze się czuję.-stchórzyłam, jak zawsze.
 -Oczywiście, jeśli chcesz zabierz swoje rzeczy.-odparł i podszedł do biurka dając mi przepustkę.
 Wychodząc z klasy patrzyłam w podłogę. Nie chciałam żeby Carla myślała że wygrał, co ja mówię ona już wygrała.
 Idąc długim korytarzem, stanęłam pod gabinetem pielęgniarki. Popatrzyłam na białe drzwi, po czym zaczęłam iść dalej.
 Byłam o kilka kroków od drzwi wyjściowych z budynku, przystanęłam i wzięłam głęboki wdech.
-Raz się żyję.-powiedziałam do siebie i szybko jej popchnęłam wychodząc na zewnątrz.

 Od razu poczułam się wolna. Chociaż przez jeden dzień nie musiałam znosić szyderstwa ze strony koleżanek i kolegów ze szkoły.
Popatrzyłam na ulicę, przez która w biegu przechodzili różni ludzie. Śpieszyli się. Mieli ważne sprawy do załatwienia, a ja? Ja przez kilka godzin jestem wolna, od wszystkiego.
Od problemów i od bólu zadawanego przez rówieśników. W końcu mogłam to poczuć. Mogłam odpocząć.
Szłam tam, gdzie niosły mnie nogi. Chociaż serce wiedziało gdzie tak naprawdę się kieruję. Moje ulubione miejsce.
Weszłam prze nie dużą bramę do małego parku nie opodal naszego domu. To miejsce jesienią było magiczne. Podeszłam do ławki w samym jego środku. Zawsze siadałam w tym miejscu. Byłam z nim związana, bo to właśnie tutaj wyrzucałam moje smutki oraz cieszyłam się z przyjemności, którymi od czasu do czasu, obdarzał mnie los.
Rozglądnęłam się dookoła, wiatr porywał z drzew różnokolorowe liście, które unosił się w górę by opaść w całkiem innym miejscu. Opierając się o zimne, drewniane oparcie, spoglądałam na mały staw, po którym pływały kaczki i łabędzie. Do mojej głowy dotarły wspomnienia z mojego dzieciństwa.
Pamiętam jak miałam sześć lat, przychodziliśmy tutaj całą rodzinną. Wszystko wtedy było takie idealne i łatwe. W tedy życie wydawało się szczęśliwe. Nie musiałam się bać, martwić o następny dzień.  Nie mieliśmy żadnych problemów. Mogliśmy sobie wszystko powiedzieć.
Dzieliliśmy się wspólnie uśmiechem i szczęściem.
Uśmiechnęłam się pod wpływem tego co odkopałam w mojej pamięci.

 W uszach słyszałam donośny głos mojej najmłodszej siostry. Jej śmiech roznosił się po parku, mieszając się z świstem wiatru poruszającego konary drzew.
Spojrzałam w kierunku wejścia do parku. Moje serce zadrżało. A oczy rozszerzyło się jeszcze bardziej. Szybko wstając z ławki, przełożyłam leżącą na ziemi torbę przez ramię, i weszłam w mały las. Zza pnia dębu, spoglądałam na Haley, która przyszła tutaj razem z najmłodszą z nas. Blondynka nerwowo przewracała telefon w swojej dłoni. A kiedy wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości wstrzymała oddech.
-Sky!-krzyknęła do małej, ta szybko podeszła do starszej siostry.
Kiedy moje dwie siostry zniknęły z zasięgu mojego wzroku, wyszłam z ukrycia i wyciągnęłam telefon z torby. W spisie kontaktów, wyszukałam numeru mojej nauczycielki od gry na pianinie. Wybrałam go i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
Po kilku sygnałach, panna Gray odebrała.
-Słucham? - usłyszałam znany i jednocześnie znienawidzony przeze mnie głos.
-Dzień dobry, z tej strony Linnea Stone mogę przyjść na lekcje trochę wcześniej?-zapytałam i lekko przygryzłam warkę, trzymając kciuki aby się zgodziła.
-Dobrze. - odpowiedziała. - Jeśli ci to pasuje, teraz mam wolny czas. - dodała.
-Dziękuję.-pisnęłam i podskoczyłam lekko do góry.
Wychodząc z parku, skierowałam się w stronę centrum miasta.

Starałam się jak najszybciej mijać osoby które stały na mojej drodze, chciałam mieć tą dzisiejszą lekcję z głowy.  Przez całą drogę, starałam się odtworzyć wszystko, co nauczyłam się na ostatnich zajęciach. Nie chciałam zawieść mamy.
Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu. Podeszłam do ogromnych białych drzwi i nacisnęłam na dzwonek.

Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stał nie wysoka blondynka.
- Dzień dobry. - odezwałam się.
- Dzień dobry. - powtórzyła po mnie kobieta, przyglądając mi się z przymrużonymi oczyma.
- Coś nie tak? - spytałam po chwili, stojąc w dalszym ciągu w progu.
- Nie powinnaś być jeszcze w szkole? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Panna Gray była w stałym kontakcie z moją mamą. Chciałam uniknąć większych nieprzyjemności, niż miałam dotychczas.
-Urwały nam się lekcje, nauczyciele maja jakieś spotkanie czy coś.-powiedziałam w końcu. Nie lubiłam kłamstwa, to była jedna z najgorszych rzeczy jaką mogą robić ludzie. 
-Aha. - odpowiedziała. - Wejdź. - dodała, przepuszczając mnie w progu.
Nie czekałam na to aż kobieta mnie poprowadzi, bywałam tutaj trzy razy w tygodniu bardzo dobrze wiedziałam w którym kierunku mam się udać.

Nie czekałam na to aż kobieta mnie poprowadzi, bywałam tutaj trzy razy w tygodniu bardzo dobrze wiedziałam w którym kierunku mam się udać.
Przysiadłam do pianina. Wytarłam spocone dłonie o spodnie i popatrzyłam w stronę nauczycielki.
-Otwórz na stronie czternastej.-powiedziała beznamiętnie.
Powoli przekładając kartki, doszłam do ów strony.
Spojrzałam na nuty. Nerwy zaczęły robić swoje.
Tekst zaczął się mi rozmazywać, a nuty, które przez ostatnie tygodnie poznawałam, wyleciały mi z głowy. Pozostawiając po sobie czarną dziurę.

 -Zaczynaj.-powiedziała panna Gray, a ja wzięłam głęboki oddech.
Przyłożyłam palce do klawiszy i zaczęłam powoli w nie uderzać.

 - Błąd. - powiedziała, przerywając moją grę. - Spróbuj jeszcze raz od początku. - poleciła i krzyżując dłonie na piersiach, odwróciła się do mnie plecami i podeszła do marmurowego kominka.
 Zwilżyłam usta językiem i przymknęłam oczy. Zaczęłam ponownie.
 -Jeszcze raz.-przerwała mi w tym samym momencie.
-To może mi pani pokaże jak mam to zagrać?-zapytałam cichym głosem.
Kobieta nic nie mówiąc, podeszła do mnie i siadając obok, zaczęła grać. Jej ruchy były płynne. Widać było, że z tym instrumentem łączyła ją pewna magiczna więź.
-Czy to taki trudne?-zapytała.
-Nie czuję tego.-odparłam.
-To co Ty tutaj robisz?-zapytała.-Jeśli to nie Twoja bajka nie powinnaś tego robić.-dodała.
-Muszę.-odpowiedziałam.
-Spróbuj jeszcze raz. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Włóż w to swoją energię.

Biorąc głęboki oddech zwróciłam się ku pianinie. Podjęłam kolejną próbę zagrania, nieznanego mi dotąd utworu. Muskając dłońmi klawisze, co jakiś czas spoglądałam na swoją nauczycielkę. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas.
-Dość! - przerwała mi, podchodząc w moją stronę.
-Nie potrafię.-powiedziałam szeptem.
-Nie da się tego ukryć. Jesteś beznadziejna, wiesz? - powiedziała.-Wyjdź.-dodała przymykając oczy.
-Ale...
-Wyjdź!-podniosła głos.
Zabierając swoją torbę z ziemi, bez słowa wyszłam z pomieszczenia, a następnie z mieszkania. Po mojej twarzy spływały łzy, tworząc dwa słone strumienie. Nie patrząc na drogę szłam przed siebie.  W pewnym momencie zaczęłam biec. Chciałam uciec jak najdalej od tego miejsca.
-Przepraszam coś się stało?-usłyszałam męski głos koło siebie.
Gwałtownie obróciłam się w prawą stronę. Średniego wzrostu chłopak o niebieskich oczach i blond włosach, patrzył na mnie ze współczuciem.
-Nic.-odparłam i odwróciłam od niego wzrok.
-Przecież widzę, może mogę jakoś pomóc?-zapytał i delikatnie dotknął mojego ramienia. 

-Jeśli nauczysz mnie perfekcyjnie grać na pianinie, to możesz pomóc, a jeśli nie to zostaw mnie w spokoju.-podniosłam lekko głos.
Chłopak patrzył na mnie i nic nie powiedział. Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie. Zostawiając za sobą nieznajomego.




 ***

 
Cześć! Na samym początku przepraszamy, że dawno nic nie dodawałyśmy, ale jednak nie mogłyśmy się zabrać za ten rozdział. 
Do tego dochodzi dużo spraw osobistych.
W każdym razie obiecujemy, że przez wakacje, będziecie mogły poczytać więcej o swoich ulubionych bohaterach.
 To tyle z naszej strony. 
Mamy nadzieje że rozdział się spodobał i pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarzy.
I oczywiście życzymy cudownych wakacji!!! :)

PS. Przepraszamy za jakiekolwiek błędy.

Ada&M. 

7 komentarzy:

  1. OMG genialny XD Bosz jesteś lepsza od wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże boski. Jaka ta szkoła jest [wybaczcie wulgaryzmy] popierdolona! Boże jaka ona jest biedna. Ciężko jest pewnie grać na pianinie. Ja nawet nie próbowałam. Za błąd krzyk i że każą się wynosić. I przezywają uczniów. Horror. Ale co do rozdziału to jest niesamowity. Już się bałam, że ona chce się zabić. Wiem, mam dziwne myśli. Genialny rozdział!
    Gratuluję M i czekam na następny!
    Zapraszam do siebie ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Wzruszyła mnie jej sytuacja w szkole. Jest taka odpychana przez społeczność szkolną. Smutno... :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne. Szkoła jest głupia, okropna.
    Czekam na następne.
    Zapraszam do mnie.
    http://all-you-need4.blogspot.com/
    Skomentuj, zaobserwuj.

    OdpowiedzUsuń
  5. genialne! macie talent!
    szczególną uwagę zwróciłam na te słowa ''Dziwnym trafem naglę wszystko zaczęło wychodzić.'' Linnea skupia się tylko przy Sky?
    No i jeszcze jedno:
    ''- Zastanawiam się tylko do kogo jesteś bardziej podobna.-odparła, a ja uniosłam brwi w geście zdziwienia.-Do mnie czy do ojca.-dodała.
    -Nie mam żadnej waszej cechy i czasami to mnie zastanawia.-powiedziałam i zjadłam kolejną porcję jogurtu.
    Mama zbladła. Zaczęła nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu.
    - Wszystko w porządku? - spytałam siedzącą obok mnie kobietę, bawiącą się swoimi dłońmi.- Ja tylko żartowałam.
    -Po prostu jesteś podobna do samej siebie, to nic złego.- mówiła nie patrząc w moją stronę.
    Atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta niż zwykle, najlepszą decyzją był chyba ucieczka stąd jak najdalej.
    - Może po prostu jestem podobna do któregoś z naszych przodków? - zadałam koleje pytanie.
    -Może.-powtórzyła mama.
    Nagle do kuchni wszedł ojciec. Na moje szczęście, rozmowa od razu ucichła.
    - Dzień dobry. - powiedział, siadając przy stole. - Co na śniadanie? - zadał pytanie, nie spuszczając z mamy wzroku.
    -A na co masz ochotę?-zapytała mama wstając.
    - Nic specjalnego. - powiedział. - Poprosiłbym o jajecznice z bekonem i herbatę.
    - Już się robi. - powiedziała mama i odwracając się, podeszła do lodówki w celu wyciągnięcia z niej wszystkich potrzebnych składników. Kładąc je na blacie, wyciągnęła z szafki patelnię.
    -O czym rozmawiałyście?-zapytała tata, patrząc w moją stronę.
    -O tym do kogo jestem podobna.-odparłam, mama zamarła w bezruchu.
    Ojciec spoglądając raz na mnie, raz na mamę, przybrał poważny wyraz twarzy.
    -Wiecie co ja chyba pójdę po rzeczy i wyjdę już do szkoły.-powiedziałam przerywając ciszę i wstałam od stołu.
    Wbiegając szybko po schodach, skierowałam się do swojego pokoju.
    Wzięłam leżącą obok biurka torbę z książkami i przewieszając ją przez ramię, wyszłam z pomieszczenia. Kierując się z powrotem na dół, usłyszałam lekko podniesiony głos taty.
    -Po co zaczęłaś ten temat?-pytał. Pewnie zadawał to pytanie mamie, ale ona nie odpowiedziała mu ani słowem.
    Podeszłam bliżej i stanęłam w progu.
    -Ona...'' ONA JEST Z DOMU DZIECKA??

    czekam na następny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń